POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Mieszkańcy protestują: nie chcemy tego inwestora w strefie

Od roku prowadzone są rozmowy dotyczące planowanej w sąsiedztwie firmy BASF inwestycji. Część mieszkańców jest jej zdecydowanie przeciwna. Zapowiadają ostre protesty.

Od listopada ubiegłego roku trwają rozmowy z inwestorem zainteresowanym terenami Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej na terenie gminy Środa Śląska. Do urzędu miejskiego wpłynął wniosek w tej sprawie o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na budowę zakładu serwisowania i naprawy silników lotniczych na działkach w obrębie ewidencyjnym Święte i Juszczyn. Złożył go pełnomocnik firmy XEOS, której udziałowcami są Lufthansa Technik Ag oraz General Electric Company Polska.

W związku z powyższym przystąpiono do oceny oddziaływania inwestycji na środowisko. Za wydanie decyzji odpowiedzialny jest burmistrz Środy Śląskiej. Organami biorącymi udział w ocenie, właściwymi do wydania opinii oraz dokonania uzgodnienia warunków realizacji inwestycji są odpowiednio Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Środzie Śląskiej oraz Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska we Wrocławiu.

Z dokumentacją sprawy można zapoznać się w siedzibie Urzędu Miejskiego w Środzie Ślaskiej (Wydział Spraw Komunalnych Środowiska i Rolnictwa, Plac Wolności 5, pokój 10A, tel. (071) 39 60 718, poniedziałek, wtorek, czwartek w godz. 7:30-15:30, środa 7.30-16.00 oraz piątek 7:30 -15:00). Uwagi i wnioski przyjmowane będą w tym samym miejscu w formie pisemnej, elektronicznej i ustnej do 17 listopada włącznie.

- Złożone wnioski po ich weryfikacji eksperckiej zostaną rozpatrzone przez Burmistrza Środy Śląskiej, przed wydaniem decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla w/w planowanej inwestycji - brzmi komunikat zamieszczony na stronie BIP urzędu.

Burzliwe spotkanie w Juszczynie

Już dziś wiadomo, że opinia mieszkańców względem inwestycji jest mocno negatywna. Dali temu wyraz podczas spotkania, do którego doszło 3 listopada w Juszczynie. Wzięło w nim udział przeszło 80 osób i to nie tylko z Juszczyna, ale i Komornik, Świętego czy Środy Śląskiej.

Spotkanie rozpoczął sołtys Juszczyna Grzegorz Zajączkowski. Zwrócił on uwagę na fakt, że mieszkańcy nie wiedzą nic o planowanej inwestycji. - Nie wiemy na jakim ona jest etapie. Co to dokładnie ma być, gdzie i jaki to będzie mieć wpływ na środowisko - mówił.

Ponieważ w tym samym czasie trwała sesja rady miejskiej, na sali nie było burmistrza Środy Śląskiej Adama Rucińskiego. Głos zatem zabrał starosta powiatu Sebastian Burdzy.

- Powiem to, co wiem jako kierownik urzędu i to, co wiedzą moi pracownicy. Uczestniczyłem, bo już nie uczestniczę - zostałem odsunięty - w rozmowach z potencjalnym inwestorem, który spędza sen z powiek wielu osobom, co widać po liczbie mieszkańców, którzy się tu dziś pojawili. Pierwsze spotkanie odbyło się w urzędzie gminy i wtedy pierwszy raz zobaczyłem z kim mam do czynienia. Na wizytówce widniało logo Lufthansa Technik. Rozpoczęły się negocjacje, rozmowy, przymiarki do tej ważnej inwestycji. (...) Ale najważniejszą instytucją w tego typu rozmowach jest gmina, a zatem burmistrz i jego przedstawiciele. To są w szczeblu administracyjnym najważniejsze osoby do rozmów - mówił starosta. Mieszkańcy jednak chcieli wiedzieć coś więcej o samej inwestycji.

- Przygotowałem sobie kilka informacji na ten temat i chcę je państwu przekazać, bo uważam, że państwo - jako mieszkańcy najbardziej zainteresowani lokalizacją tej inwestycji - macie prawo, a nawet obowiązek o niej wiedzieć.

Zanim jednak Sebastian Burdzy przeszedł do jakichkolwiek szczegółów, na sali pojawili się włodarz Środy Śląskiej, radny Jerzy Fink oraz zastępca burmistrza Przemysław Babiński.

Krótka wizyta burmistrza i radnego

- Przyjechaliśmy w trybie awaryjnym, na bardzo krótki czas, gdyż w tej chwili procedujemy na posiedzeniu rady miejskiej. (...) Nie chciałem jednak, aby Państwo odebrali naszą nieobecność jako unik od dialogu, czy dyskusji - tłumaczył burmistrz.

- Mnie osobiście wiele informacji, czy pogłosek o czymś, co w ogóle nie jest jeszcze decyzją zaskoczyło. Nie jest decyzją potencjalnego inwestora. (...) Jak państwo wiecie, albo nie wiecie, ta podstrefa powstała w 2010 roku, na podstawie dwóch decyzji. Z jednej strony była to decyzja rady miejskiej, która po tej stronie uchwaliła zmiany miejscowego planu... - nie zdążył dokończyć wypowiedzi, bo w tej chwili na sali zrobił się szum.

- Proszę nam powiedzieć coś konkretnie na temat, na który się tu spotkaliśmy - grzmiała jedna z mieszkanek. - To, kiedy powstała strefa, to my wiemy - mówił jeden z mężczyzn. - Jesteśmy przestraszeni, ja już trzy noce nie śpię, bo nie wiem czy to są plotki, czy to jest wyssane z palca. Proszę mi powiedzieć nie kiedy strefa powstała, tylko kiedy mi pod nosem taki zakład powstanie. Przeraża to człowieka - mówiła jedna z obecnych na sali kobiet.

- Myślę, że wiele rzeczy państwa niepokoi, ponieważ nie wiecie na czym to ma polegać - odpowiedział burmistrz. - Przyjechaliśmy do państwa, żeby powiedzieć, że my jako gmina prowadzimy na wniosek przedstawicieli potencjalnego inwestora procedurę środowiskową. I prowadzimy ją zgodnie z prawem.

Po tych słowach burmistrzowi znów przerwano. - Ale pan dalej nie na temat. Proszę powiedzieć coś na temat tego zakładu. Czas leci. Proszę podać plusy i minusy tej inwestycji. Proszę do rzeczy - mówiła jedna z mieszkanek. Wtórowała jej inna: - W gazecie jest napisane, że od roku trwają rozmowy z inwestorem, to dlaczego my dopiero teraz się o tym dowiadujemy?

Zanim burmistrz doszedł do głosu z głębi sali odezwał się jeden z mężczyzn: - Konsultacje społeczne to najważniejsza rzecz przed rozpoczęciem jakichkolwiek rozmów z inwestorem. Mydli się nam oczy miejscami pracy, ale my do tej pory nic nie wiemy o tych zakładach, które to funkcjonują i w jaki sposób one na nas oddziałują. My chcemy czegoś się w końcu dowiedzieć. Przecież to prosta rzecz wytłumaczyć prostym ludziom co tu się będzie działo. Na co będziemy narażeni, a może nie będziemy narażeni?

Swoje pytania skierowano tym razem do radnego: - Panie Fink, a może pan coś powie. Pan jest radnym.

- Ta inwestycja moim osobistym zdaniem jest inwestycją bezpieczną - odpowiedział radny i dodał przy tym, że nie jest ekspertem i fachowcem w tym temacie. - To jak pan może powiedzieć, że to bezpieczna inwestycja? Na jakiej podstawie? - odezwał się głos ze środka sali.

- Raport, który został przygotowany, będą fachowcy opiniować. Ja twierdzę, że inwestycja jest bezpieczna. Trzeba się posiłkować ludźmi, którzy się na tym temacie znają i na pewno tacy ludzie do państwa przyjadą. Takie spotkanie pan burmistrz zorganizuje, żeby ci fachowcy byli tu u państwa i żeby mogli państwo im zadać te pytania. Bo ja działam zgodnie z prawem i uważam, że inwestycja jest bezpieczna. A druga rzecz: nas obliguje prawo, którego musimy przestrzegać i czy nam się chce, czy nie chce my musimy wystąpić do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o opinię w tej sprawie. Jeśli tam fachowcy powiedzą, że to jest dobre, to co ja państwu powiem. Robimy to, co musimy zrobić – mówił radny, po czym dodał, że biznes nie lubi rozgłosu. - Dlatego nigdy na ten temat nie mówiliśmy głośno. Chcą zainwestować, stworzyć nowe miejsca pracy... - przekonywał, ale nie dokończył, ponieważ na sali zrobił się szum.

- Wy jesteście naszymi reprezentantami i powinniście robić to, co dobre dla obywateli, a nie to co sobie wymyślicie! Jeśli jest biznes, który nam zagraża, to my tego nie chcemy! - mówił donośnym głosem jeden z mężczyzn.

- My ze swojej strony, jako urząd gminy, zrobiliśmy wszystko to, co mieliśmy zrobić. Ogłosiliśmy na stronie internetowej po konsultacjach z legnicką strefą, że ten temat jest już bliski realizacji. (...) Ale żeby mógł być realizowany, to musi być jeszcze kilka warunków spełnionych (...). Podejrzewam, że gdyby taka inwestycja nam spod nosa uciekła, to ktoś z państwa by wstał i powiedział: co wy chłopcy, nic nie robicie.

Zanim radny Fink zdążył cokolwiek jeszcze dodać, na sali znów zrobiło się głośno: - To co pan w ogóle wie? Kto dostanie tam pracę? Ja, czy inżynier? - pytał jeden z mieszkańców. Nie doczekał się jednak odpowiedzi.

Jedna z kobiet zaczęła mówić o swoich największych obawach względem inwestycji. - Stanie tam trzydziestometrowy komin, zbiorniki na paliwo wysokooktanowe. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby jedna z cystern dowożących paliwo wybuchła. Czy wzięliście pod uwagę to, że obok mamy Rokitę? My na tą inwestycję zgody nie wyrażamy!

W tym momencie głos ponownie zabrał burmistrz Środy Śląskiej. - Przyjechaliśmy do was w trakcie przerwy (w sesji rady miejskiej – przyp. red.). Zrozumcie to. Termin spotkania pokrywa się z sesją. Trzeba było zapytać mnie, radnego czy ten termin jest dobry. Stawiacie mnie w trudnej sytuacji. Nie przyjechać tutaj, to powiecie, że lekceważymy – mówił Adam Ruciński, który dopiero po chwili wrócił do głównego tematu spotkania. - Uczestniczyłem w różnego typu rozmowach od września ubiegłego roku. Ten projekt ma kryptonim MROK. Ja jestem naprawdę zobligowany do zachowania tajemnicy i podpisałem klauzulę poufności. Nie mogę mówić o inwestycji, bo po pierwsze nie jestem potencjalnym inwestorem, po drugie na kwestiach środowiskowych ja się nie znam. Nie jestem ekspertem ani od hałasu, ani od wody. Nikt kto nie jest ekspertem nie powinien do państwa mówić, opisywać, bo będzie to niewiarygodne i nierzetelne. Boli mnie, że już wydaliście państwo sądy, zanim można uzyskać informację o tym, co tutaj jest planowane, ale w ogóle decyzji nie ma – mówił do mieszkańców, po czym podkreślił, że decyzje dotyczące tak dużych przedsięwzięć są podejmowane na szczeblu państwowym: - My jesteśmy tu całkowicie bez wpływu na tego typu decyzje strategiczne.

Niestety w trakcie krótkiej wizyty burmistrz nie odpowiedział na żadne konkretne pytanie mieszkańców. Podkreślił jednak, że zostało opublikowane w tej sprawie ogłoszenie w biuletynie informacji publicznej, a także na tablicach w poszczególnych miejscowościach najbardziej zainteresowanych przedsięwzięciem. Sprawa została przekazana także do średzkiego sanepidu oraz do GDOŚ. Na koniec Adam Ruciński zaprosił mieszkańców na spotkanie informacyjne w ramach konsultacji społecznych. Prowadzone ma być one przez ekspertów, którzy tworzyli raport dostępny obecnie w urzędzie miejskim. - Znają oni wszystkie aspekty inwestycji. Czy to hałasu, czy emisji spalin. Przyjadą tu do państwa, ale także innych miejscowości. Terminy są wyznaczone. 15 i 16 listopada odbędą się trzy spotkania. W Juszczynie do spotkania dojdzie 16 o godzinie 17. Wtedy wszystkie pytania, które będziecie mieli, będzie można zadać - zapowiedział burmistrz, po czym skierował się do wyjścia.

- Dlaczego pan ucieka? - zapytała jedna z mieszkanek. - Do kiedy ma pan czas, albo obowiązek na wydanie decyzji – dopytywała druga.

- Nie wydam żadnej decyzji dopóki nie minie termin składania uwag. Mija on 17 listopada - odpowiedział, po czym na sali rozległ się gromki śmiech. Na jedno z ostatnich pytań skierowanych do włodarza gminy o to, czy nie można było ludzi poinformować o inwestycji wcześniej, Adam Ruciński powiedział jedynie: - Nie można było.

Pozostałe pytania zostały bez odpowiedzi. Burmistrz jeszcze raz tylko zaprosił na spotkanie, które ma się odbyć 16 listopada, po czym razem z radnym wyszedł z sali.

Chwilę później głos zabrał jego zastępca Przemysław Babiński, który poinformował, że został od samego początku od sprawy odsunięty. Wpływ na to mogło mieć jego miejsce zamieszkania, czyli właśnie Juszczyn.

„Nie podpisałem klauzuli poufności”

Chwilę po wyjściu burmistrza głos zabrała Elżbieta Sołtys, członek rady sołeckiej. - Jestem przeciwna tej inwestycji. Jest dosyć dużą bezczelnością omijać środowisko i przedkładać inwestora zagranicznego nad mieszkańców. Na litość boską, czy muszą nas samą chemią obstawiać? Wszystko, co tutaj się pcha, to są same szkodliwe biznesy – mówiła. Zwróciła także uwagę, że inwestycja powstanie 650 metrów od pierwszych zabudowań. - Byłam w gminie. Przejrzałam to opracowanie na temat uwarunkowań środowiskowych, które ma 1000 stron. Tam będą straszne ilości paliwa lotniczego, które będzie wypalane, które będzie składowane. Straszne ilości przeróżnych kwasów, połowa tablicy Mendelejewa, która się będzie dostawała do gleby, do wody i w powietrze. Prócz tego będzie hałas, huk na drogach. Przecież to wszystko będzie trzeba przywieźć najpierw na budowę. Potem silniki będzie trzeba przywozić, a potem odwozić. 420 pracowników ma być fizycznych zatrudnionych na trzy zmiany. To będzie działać 24 godziny na dobę - mówiła.

Po jej przemówieniu głos zabrał jeden z mieszkańców: - Niech pan panie starosto stanie za tą społecznością. Nie jesteśmy przeciwni inwestycjom, ale niech to nie będą takie radioaktywne inwestycje - zwrócił się w stronę Sebastiana Burdzego.

- Świadkiem jestem bardzo dużego wzburzenia państwa i wcale się nie dziwię, tylko staram się być w tym obiektywnym, ale musicie wiedzieć o tym, co i ja wiem. Nie podpisywałem klauzuli poufności - zaczął wypowiedź starosta, po czym podkreślił, że zarówno on, jak i jego pracownicy zostali od sprawy odsunięci. Zwrócił także uwagę na fakt, że początkowo nawet firma BASF była przeciwna tej inwestycji w swoim sąsiedztwie.

- Bali się oddziaływania i negatywnego odbioru mieszkańców, bo to mogłoby rzutować na ich działalność. Proszę sobie wyobrazić, że całość inwestycji została przez to przeprojektowana.

W swojej przemowie starosta podkreślił także skalę inwestycji. - Czy wiedzą państwo ile maszyn posiada LOT, a ile Lufthansa? Zdradził nam to przedstawiciel firmy, z którą rozmawialiśmy na początku roku. LOT ma 40 samolotów, natomiast Lufthansa 800.

Mówił także o konstrukcji firmy: - Spółka powstała w sierpniu tego roku. Dane są w Krajowym Rejestrze Sądowym. Nazywa się XEOS. Miesiąc temu wystąpiła z wnioskiem o wydanie decyzji o wydanie zgody przez starostę na odwierty na terenie tutejszej podstrefy. Takie zgody są wydawane zgodnie z procedurą i taką zgodę firma dostała. 51% udziałów tej firmy należy do Lufthansa. Kapitał zakładowy tej spółki to 5 tysięcy złotych. A chcę państwu powiedzieć, że prowadziliśmy początkowo rozmowy z całkowicie innymi podmiotami – kontynuował wypowiedź. Zwrócił także uwagę na to, że w pierwszym etapie rozmów inwestor przedstawiał całkiem inne plany, aniżeli te, które są dostępne obecne w urzędzie.

- W ubiegłym roku mówiono nam tak: 200 silników na rok (...). Miały to być przeglądy, naprawa, serwis, a co za tym idzie uruchomienie, czyli tutaj mówimy o hamowni. Zakład miał być postawiony na 10-12 hektarach. Wielkość zakładu to 25 tys. metrów sześciennych. Za kilka lat będzie to realny podatek od nieruchomości. Sama hamowania to miało być około 3-4 tys. metrów kwadratowych uwieńczona emitorem, w postaci 32 metrowego komina o szerokości około 13 metrów. Pobór wody niesamowity. Przez kilka godzin taki silnik musi być uruchomiony, a potem wygaszony. Jak ktoś z państwa leciał samolotem, to wie jaki to jest huk. Miały być dwa potężne zbiorniki na paliwo wysokooktanowe po 100 tys. metrów sześciennych. Według starego raportu miały być zakopane w ziemi. Według nowego raportu będą na zewnątrz, na specjalnej płycie betonowej. Dziś wiemy, że bsługiwanych także będzie nie 200 a 400 silników.

Starosta odniósł się także do planów względem zatrudnienia w firmie. - Z mojego punktu widzenia, jako zwierzchnika powiatowego urzędu pracy, gdzie mamy 1500 bezrobotnych zarejestrowanych śmiem twierdzić, ze nikt z tej grupy nie dostanie pracy. Będą potrzebni ludzie z technicznym wykształceniem lub nawet politechnicznym, a takich osób nie mamy - dodał.

Następnie nawiązał do słów Adama Rucińskiego. - Pan burmistrz zwrócił uwagę, że ktoś, kto się nie zna, nie powinien się wypowiadać. Ja też się nie znam, ale bazuję na wiedzy moich pracowników. Wiem, że to są naprawdę dobrze przeszkoleni ludzie, znający się na tym co robią.

Na koniec podkreślił, że od dłuższego czasu prośby starostwa o sprecyzowanie planów inwestora względem działalności na terenie powiatu średzkiego są ignorowane.

- Tak naprawdę nigdy - jako starostwo powiatowe - nie uzyskaliśmy precyzyjnej odpowiedzi na pytania jaki to będzie podmiot, kto jest tak naprawdę stroną w tym wszystkim, z kim mamy rozmawiać. I jaka będzie skala tego przedsięwzięcia. (...) Ponownie w lipcu zaczęliśmy ponownie zadawać pytania dotyczące ponadnormatywnego ruchu, wzmożonego hałasu. Podawano nam liczbę 70 decybeli, czyli poziomu ruchu samochodów na 94. Zaczęliśmy zadawać pytania dotyczące spadku atrakcyjności terenów. Widzimy ile ludzi się buduje, ile chce sprzedać działki lub będzie chciało sprzedać. Wartość nieruchomości spadnie. Zadawaliśmy pytania co tak naprawdę zostanie zaoferowane mieszkańcom - za tę emisję spalin, hałasu. Za ten pobór wody. Jaka będzie rekompensata za to?

Jak wynika ze słów Sebastiana Burdzego nigdy nie padła odpowiedź na tak zadane pytania.

- Uważam, że ta inwestycja to duży problem. Jeżeli ja mam wątpliwości, bo mam. Moi pracownicy mają wątpliwości, bo mają i jesteśmy odsunięci od rozmów z potencjalnym inwestorem, to co mam państwu powiedzieć poza tym, że mam pewne wątpliwości, duże znaki zapytania. I to w momencie, gdy chciałbym wiedzieć trochę więcej. Myślę, że jedno i drugie spotkanie nic nie da. Przyjadą panowie i powiedzą, że jest super. Co mogę państwu powiedzieć. Jestem do dyspozycji, moi pracownicy również. Prawnicy też. W każdej chwili. Jestem na zawołanie.

Mieszkańcy dopytywali jeszcze w czyim imieniu eksperci, którzy pojawią się w połowie listopada będą się wypowiadać: - Inwestora, czy będą to niezależni eksperci? - pytał jeden z mieszkańców. Odpowiedź była krótka - inwestora. - To ja za takich ekspertów dziękuję - skwitował mieszkaniec.

Wiele pytań, żadnych odpowiedzi

Dyskusja trwała jeszcze chwilę. Poruszano wiele zagadnień związanych z inwestycją. Większość to jednak jedynie pytania pozostawione bez odpowiedzi.

Pytano starostę między innymi o to, czy powiat także złoży swoje uwagi w trakcie trwania konsultacji. Pracownik starostwa - Marek Ząbek - poinformował jednak, że to mieszkańcy są stroną w sprawie i to oni głównie mogą wziąć udział w konsultacjach i składać wnioski, a w tym przypadku wyrazić swój sprzeciw. - Wówczas burmistrz rozważa, czy go uwzględnić, czy nie - dodał.

Mieszkańcy pytali także o to, co zrobić, aby zablokować inwestycję i jak dalej może potoczyć się sprawa. - Jeśli zostanie wydana decyzja środowiskowa, wówczas starosta będzie musiał wydać zgodę na budowę. Zatem wszystko zależy od burmistrza - czy uwzględni głos społeczeństwa - poinformował Marek Ząbek.

Jeden z mieszkańców zaproponował, aby delegacja gminna pojechała do Niemiec, aby na własne oczy zobaczyć, jak wygląda taka inwestycja i jakie jest jej oddziaływanie. - Chcieliśmy do tego doprowadzić, aby grupa mieszkańców zobaczyła podobny zakład, tak, jak miało to miejsce w przypadku wiatraków. Jednakże inwestor twierdził, że to ich konkurencja i byłoby to niewskazane - odpowiedział starosta.

Jeden z mieszkańców stwierdził, że gmina może stracić 400 hektarów, które są położone dookoła planowanej inwestycji, ponieważ inwestor zakupi 12 hektarów, ale nikt nie będzie chciał prowadzić w jego sąsiedztwie działalności.

"Co zrobić, aby to zatrzymać?"

W pewnym momencie ktoś zapytał starosty wprost: - Co zrobić, aby to zatrzymać?

- Bałem się tego pytania, ja tu występuję jako przedstawiciel konkretnego urzędu. Dla mnie to bardzo trudne pytanie, bo ja muszę zabiegać o każdego inwestora. Chciałem państwu przekazać jak to wygląda z naszej strony. Nie będę stawać na czele ruchu, który będzie z transparentem blokował inwestycje - odpowiedział Sebastian Burdzy. Zwrócił jednak uwagę na kilka przypadków z powiatu, gdzie lokalnym stowarzyszeniom udało się zablokować kilka inwestycji, między innymi tą w Miękini, gdzie uniemożliwiono wybudowanie sortowni śmieci. Zaproponował także, aby z funduszu sołeckiego mieszkańcy sfinansowali niezależnego eksperta, który mógłby przeanalizować dokumentację i odpowiedzieć na nurtujące mieszkańców pytania. - To powinna sfinansować gmina! - krzyknął jeden z mężczyzn. - Nie możemy dopuścić do tej inwestycji - grzmiał ktoś w tłumie. Część osób pod koniec spotkania otwarcie mówiła o możliwości przeprowadzenia referendum w celu odwołania burmistrza ze stanowiska.

Po cześci niejako oficjalnej rozpoczęły się rozmowy w kuluarach. Ustalono między innymi, że będą zbierane podpisy pod oficjalnym protestem przeciwko tej inwestycji. Dzień później listy zaczęły już krążyć wśród mieszkańców - nie tylko Juszczyna, Komornik i Świętego, ale także Środy Śląskiej, czy wśród mieszkańców sąsiednich gmin. - Nie po to przeprowadziłam się z Wrocławia, aby mnie tu truli - mówiła jedna z mieszkanek gminy Kostomłoty, która skontaktowała się z nami w weekend.

Będą protesty

Oprócz zbieranych podpisów mieszkańcy deklarują podjęcie dalszych kroków, które umożliwiłyby zablokowanie inwestycji, a przede wszystkim zwrócenie uwagi na problem, z jakim się borykają. Z otrzymanych informacji wynika, że planowany jest protest pod urzędem miejskim, a w ostateczności blokada drogi krajowej 94.

Wczoraj w Środzie Śląskiej mieszkańcom rozdano około 1000 ulotek zawierających skrócone informacje na temat planowanej inwestycji. Jedna trafiła i w nasze ręce. - Ludzie nie wiedzą nic o tym, co może niebawem w ich sąsiedztwie powstać. To skandal - mówiła nam osoba, od której otrzymaliśmy ulotkę.

O sprawie informować będziemy na bieżąco.

akme

REKLAMA