POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

"Najbliższe lata mogą należeć do Gorzki"

Mieczysław Gorzka fot.: mpr

„Najbliższe lata mogą należeć do Gorzki” - oceniają fani kryminałów. Także krytycy są pod wrażaniem. Mieczysława Gorzkę warto poznać bliżej. Zapraszamy na wywiad. 

– Debiutował Pan „Martwym sadem” w 2019 roku. Spodziewał się pan tak udanego początku? Dobre wyniki sprzedaży i świetne oceny na tematycznych portalach typu lubimyczytać.pl. 
Mieczysław Gorzka: Każdy autor, który wydaje książkę, liczy na to, że odniesie sukces. Miałem nadzieję, że mój kryminał się spodoba, ale tak pozytywna reakcja czytelników jest zaskoczeniem. Szczególnie ucieszyły mnie bardzo dobre recenzje w prasie i na portalach facebook’owych. Również ilość sprzedanych egzemplarzy, jak na polskie warunki, jest satysfakcjonująca. Dodam jeszcze, że książka w formie audiobooka czytana przez Filipa Kosiora przez długie miesiące była na liście najpopularniejszych na portalu Storytel.
 
– Naprawdę ominął Pana wszechobecny hejt?
Hejt był. Autor i każdy, kto jest lub staje się osobą publiczną, musi się liczyć z tym, że zawsze znajdzie się ktoś, kto jest negatywnie nastawiony. Miałem komentarze będące typowym hejtem, miałem bardzo krytyczne recenzje, mieszające autora z błotem, ale wychodzę z założenia, że nie mogę podobać się wszystkim czytelnikom. Nie ma autora, którego wszyscy bez wyjątku uwielbiają. Wiem to po samym sobie, bo też jestem wybrednym czytelnikiem i rzadko trafiam na bardzo dobre książki, takie, które mnie naprawdę poruszą. Rozumiem, że czytelnik może coś inaczej widzieć i w inny sposób to interpretować. Nie zwracam uwagi na recenzje, które są tylko hejtem. Jeśli krytyka jest merytoryczna to potrafię się nad nią zastanowić, a nawet zgodzić i pewne uwagi wprowadzić w życie. Najważniejsze jest to, że liczba ocen pozytywnych dominuje. To bardzo miłe. 
 
– Czy pisarz będąc uczniem musi lubić język polski? 
Mówiąc szczerze, nie wiem (śmiech). Teraz tak myślę, że język polski bardziej mi odpowiadał niż matematyka. Na pewno przyszły autor powinien dużo czytać i ja dużo czytałem, w dzieciństwie, młodości i obecnie. Myślę, że ilość przeczytanych książek kształtuje człowieka. Nie chcę zabrzmieć górnolotnie, ale trzeba też mieć pewne predyspozycje, aby napisać książkę. Jest dużo poradników, jak to zrobić, ale po takich książkach widać, że są pisane według schematu. Wydaje mi się, że trzeba mieć to coś w sobie i umieć zainteresować czytelnika. Dobra książka musi się czymś wyróżniać.
Wracając do pytania, to pisarz na pewno musi znać podstawowe zasady pisowni. 
 
– A pisarz kryminałów czytać namiętnie kryminały? 
Jak już wspomniałem dużo czytałem, ale nie były to kryminały. Najbardziej interesowała mnie wtedy fantastyka i science fiction w stylu Stanisław Lema czy też Philipa K. Dicka. Później odkryłem Stevena Kinga i Deana Koontza. Czasami do tych książek wracam, teraz zwłaszcza na audiobook’u, bo dużo podróżuję. Często łapię się na tym, że znajduję w nich rzeczy czy pomysły konstrukcyjne, które kiedyś bardzo mnie zainspirowały i które teraz nieświadomie powielam… Słucham tych książek i mówię do siebie „ojejku, to stąd” i to jest bardzo sympatyczne. Okres namiętnego czytania kryminałów też miałem. To było na etapie pisania „Martwego sadu” i chwilę przed tym, czyli w latach 2010-2012. Z kryminałów czytanych w dzieciństwie największe wrażenie zrobiła na mnie książka „Jesteś tylko diabłem” Joe Alexa.
 
– Agata Christie, Stieg Larsson, Katarzyna Bonda, a może Marek Krajewski? Który pisarz jest Panu najbliższy? 
Agatę Christie czytałem, to klasyczne kryminały, które bardzo mi się podobały. Szczerze mówiąc dawno do niej nie wracałem. Bondy nie czytałem. Marka Krajewskiego bardzo lubię i szanuję. Stiega Larssona oczywiście też,  bo uwielbiam kryminały skandynawskie. Ale najbliższy jest mi Jo Nesbø, który stworzył serię z policjantem Harrym Hole.Cały ten cykl przeczytałem dwa razy,  ponieważ jest bardzo fajnie napisany, są ciekawe „twisty”, główny bohater jest świetnie skonstruowany, chociaż po dwunastej książce jego nałóg może już trochę denerwować. Jo Nesbø jest moim mistrzem. 
 
– Kiedy pomyślał Pan o swojej własnej książce? Ile czasu minęło od takiej myśli do podtrzymania w ręce pierwszego, pachnącego jeszcze drukarnią, egzemplarza „Martwego sadu”? 
O własnej książce myślałam od dzieciństwa. I ten pomysł zrealizowałem wcześniej niż debiut, o którym wszyscy wiedzą. Na 40-ste urodziny zafundowałem sobie książkę, która sam sfinansowałem. To był zbiór opowiadań fantastyczno-naukowych pt. „Horyzont Zdarzeń”. Nie miała dużego nakładu – wystarczyło, aby obdarować bliskich i znajomych. 
„Martwy sad” był oficjalnym debiutem i tak mówiąc szczerze, mają trzecią książką. Druga wiąże się z rodzinnymi wyjazdami na Ukrainę w poszukiwaniu swoich korzeni. Po dwóch takich wyjazdach w 2006 i 2008 r. wspólnie z mamą napisaliśmy wspomnienia z tych podróży. Ja o pierwszym, mama o drugim i te dwie części zebraliśmy w książkę, którą wydaliśmy własnym sumptem. Tak powstało „Dokończenie pewnej historii”, kolportowane po rodzinie i znajomych.  
Wracając do ogólnopolskiego debiutu czyli „Martwego sadu”, napisałem go w 2012 roku i bardzo szybko udało mi się znaleźć wydawcę. Tylko w tym czasie kryminały średnio się sprzedawały, do tego doszły problemy ze współpracą przy redakcji i wydawca zrezygnował z jej wydania. Kolejne lata to poszukiwania innego wydawnictwa. W 2017 roku znalazłem Bukowy Las i umówiliśmy się tak, że wydamy moje książki, kiedy będę miał gotowe wszystkie trzy części. Pisanie zajęło mi 1,5 roku i w czerwcu 2019 roku ukazał się „Martwy sad”. W październiku wyszła „Iluzja”, a w maju tego roku na rynku pojawi się „Totentanz”. Umowa dotyczyła trzech książek, bo taka seria pozwala zaistnieć na rynku i umocnić pozycję autora. 
 
– Urodził się pan w Środzie Śląskiej, od kilkudziesięciu lat mieszka we Wrocławiu, ale to Szczepanów jest miejscem tajemniczych zbrodni. Dedukuję, że to nie przypadek (śmiech).
Tak, mam związki ze Szczepanowem. Mieszkałem tam wiele lat, i ciągle mieszka tam mój dziadek. Bardzo ciągnie mnie do tego miejsca i  jestem tam mniej więcej co tydzień. 
 
– Opisy wioski są bardzo dokładne. Można zrobić sobie wycieczkę mając książkę za mapę. Znajdę też dom seryjnego mordercy? 
Domu nie ma, chociaż jest miejsce gdzie powinien stać. Pisarz ma taką możliwość, że w realnych miejscach może tworzyć fikcję literacką. Jest prawdziwy mur, a za nim powinien stać mój wyimaginowany dom. 
 
– Z kolei opisy Środy Śląskiej, dla mojego pokolenia 40+, są sentymentalne:  Wszedł do cukierni kilka metrów dalej. Pamiętał ją z dzieciństwa, w latach osiemdziesiątych było to chyba jedyne miejsce w Środzie Śląskiej, gdzie można było zjeść w lecie bardzo dobre lody. Gałki były duże, nieoszukiwane. Co prawda pamiętał tylko dwa smaki: śmietankowy i truskawkowy, i nie był pewien, czy sprzedawali inne, ale i tak zawsze trzeba było tu stać w bardzko długiej kolejce. Teraz cukiernia wyglądała całkiem inaczej. Zlikwidowano charakterystyczne czaro-białe kafelki ze ścian przy wejściu. 
Też chodziłam do tej lodziarni, nawet ze słoikiem, aby zabrać lody na wynos. Może staliśmy razem w kolejce?
Tak, to bardzo możliwe (śmiech). Zawsze kiedy byłem w Środzie Śląskiej chodziłem tam na lody i często stałem w kolejce. Tutaj więc nie mamy do czynienia z fikcją literacką. Bardzo miło wspominam tą cukiernię, teraz brakuje takich charakterystycznych miejsc. Te lody były fantastyczne. Nie pamiętam czy był jakiś trzeci smak, więc pozostałem przy tych dwóch: śmietankowym i truskawkowym. 
 
– Wiem, o jeszcze jednym powiązaniu z naszym miastem. Jest Pan członkiem Rady Programowej Centrum Kultury Alternatywnej… 
Tak, zostałem zaproszony do członkostwa w tej radzie przez pana wicestarostę Sebastiana Burdzego. Dziękuję za zaufanie. Bardzo się z tego cieszę, na pewno postaram się wnieść coś ciekawego do funkcjonowania naszego centrum. 
 
Z jakim wyzwaniem zmierzy się komisarz Zakrzewski w III części? Uchyli Pan rąbka tajemnicy?
Mogę powiedzieć tylko tyle, że będzie to jego najtrudniejsza sprawa, ponieważ będzie musiał zmierzyć się z samym sobą, ze swoją mroczną stroną. Uważny czytelnik na pewno już dostrzegł, że taką posiada. To widać na przykład w podejściu do pracy. Kiedy zaczyna nową sprawę staje się totalnym pracoholikiem i wszystko inne przestaje się liczyć. W moich książka występuje postać profilera policyjnego Krzysztofa Pawlickiego, który jest kolegą Zakrzewskiego i często stara się go zdiagnozować. Kilka razy określił go „psychopatą w innym tego słowa znaczeniu”. W tej książce Zakrzewski będzie musiał podjąć decyzje, które wpłyną na życie jego i jego bliskich. Będzie musiał „zatańczyć ze śmiercią i przeżyć”, takie zdanie znajdzie się na okładce w opisie książki. Mogę powiedzieć jeszcze, że pojawią się nowi bohaterowie. Świat komisarza Zakrzewskiego otworzy się szerzej, pojawią się postacie, które będę mieć na niego wpływ…
 
– Czy Marcin Zakrzewski ma pierwowzór wśród np. Pana bliskich? 
Nie, nie ma. Wspomnę jeszcze raz o moim ulubionym pisarzu Jo Nesbø i jego bohaterze Harrym Hole. Ja chciałem stworzyć taki własny odpowiednik tej postaci. Podobny, ale inny, bardziej swojski. Bardzo mi zależało, żeby nie powtarzać popularnych schematów funkcjonujących w literaturze. To było bardzo trudne, bo żeby postać była ciekawa musi być tajemnicza, a tajemniczość wiąże się z jakąś traumą z przeszłości. Zakrzewski miał brata bliźniaka, który zaginął w dzieciństwie w niewyjaśnionych okolicznościach. Trauma to popularny motyw, wykorzystałem go, ale bardzo starałem się nie pójść w inne schematy, typu degenerat, pijak itp. Zależało mi, aby mojego bohatera można było polubić. Z Informacji zwrotnych od czytelników, wiem, że to się udało. Myślę, że Zakrzewski, jako postać, bardzo mi się udała i jest siłą napędową tej książki. 
 
– A może ma on jakieś Pana cechy?
Często jestem o to pytany, na spotkaniach i podczas wywiadów, czy Zakrzewski to ja. To nie jestem ja, chociaż kilka cech rzeczy mamy wspólnych: słuchamy takiej samej muzyki, podobnie się ubieramy, obaj lubimy whisky… Starłem się, aby był „żywy”, i cieszę się, że jest dobrze odbierany. Sympatyczny bohater, ma większe szanse zdobyć wiernego czytelnika. 
 
– W „Iluzji”, drugiej Pana książce, jeden z bohaterów mówi tak: – Pisał powieści kryminalne. Nikt normalny nie wymyśla krwawych zbrodni. Co Pan na to? (śmiech)
To był napisane przewrotnie. Już pisząc te słowa czułem, że mogę być o to pytany… Na Targach Dobrej Książki we Wrocławiu zostałem zaskoczony pytaniem: czy jestem psychopatą? Odpowiedziałem cytatem z polskiego serialu kryminalnego - „nie trzeba być psychopatą żeby pisać kryminały, wystarczy wyobraźnia” (śmiech).
 
– Skąd bierze Pan pomysły na zbrodnie?
Bardzo często przeglądając Internet trafiam na artykuły o prawdziwych zbrodniach. Kopiuję je do schowka i teraz mam ich już bardzo dużo. Gdy potrzebuję inspiracji wracam do nich. Staram się nie kopiować, a właśnie inspirować, dlatego wszystkie zbrodnie są „moimi własnymi”. W „Martwym sadzie” prawdziwe było zdanie „Widziałem, jak diabeł chodzi tam na palcach“. To był fragment piosenki zespołu Coma „W chorym sadzie”. Ten utwór był inspiracją do powstania tej książki.  
 
– Jednym z wielu pana zainteresowań jest… piwowarstwo. Czy w tej dziadzinie też ma pan już jakieś sukcesy? 
Moje piwowarstwo nie wyszło jeszcze poza granice mojego mieszkania. Jest w fazie prób i eksperymentów. Parę, a może nawet paręnaście skrzynek domowego piwa, mam już na koncie, lecz spektakularne sukcesy w tej dziedzinie jeszcze przede mną... (śmiech)
 
– Dzękuję za rozmowę, z niecierpliwością czekam na kolejną książkę. Może zrobimy wywiad na tę okoliczność.

eska

REKLAMA


REKLAMA