POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Śląsk zgarnia Superpuchar po rzutach karnych

Śląsk Wrocław fot.: WKS / slaskwroclaw.pl

Rzuty karne zadecydowały o losach spotkania miedzy Śląskiem Wrocław a Legia Warszawa o Superpuchar Polski. Po regulaminowych 90 minutach gry na stadionie przy Łazienkowskiej było 1:1 Celniejszymi strzałami z jedenastu metrów wykazali się jednak piłkarze mistrza Polski i to oni wywalczyli trofeum.

Otwarcie sezonu Ekstraklasy okazała się niezłą klapą. Powód? Nie jeden. Pomijając fakt, że mecz zamiast na nowoczesnym, wybudowanym za nie bagatela ponad miliard złotych Stadionie Narodowym, odbył się na stadionie Legii przy Łazienkowskiej. Po drugie na trybunach pojawiła się garstka kibiców, ok. 6 tysięcy. Po trzecie zwycięzcy odbierali Superpuchar z rąk wiceprezesa PZPN i Ekstraklasy SA. Po czwarte sam poziom spotkania nie zachwycał.

Oba zespoły zaczęły bardzo asekuracyjnie i głównym celem dla jednych i drugich było zagranie "na zero" z tyłu. W pierwszych dwóch kwadransach akcji bramkowych było jak na lekarstwo - najbliżej szczęścia po stronie wrocławian był Waldemar Sobota, a w dogodnej sytuacji w ostatniej chwili zablokowany został Sebastian Mila. Po przeciwnej stronie boiska aktywny był młody Michał Żyro, który kilkukrotnie próbował szczęścia i pokonania Rafała Gikiewicza. Golkiper Śląska zawsze wychodził jednak obronną ręką. Nieźle w ataku spisywał się także Marek Saganowski, lecz w pierwszych 45. minutach był dobrze pilnowany. Jako pierwsi z bramki cieszyli się wrocławianie. W 39. minucie, po dośrodkowaniu Sebastiana Mili, piłkę głową w bramce Legii umieścił Rok Elsner. Była to kopia akcji z meczu ostatniej kolejki poprzedniego sezonu, kiedy to właśnie ten duet zapewnił Śląskowi nie tylko zwycięstwo nad Wisłą Kraków, ale i drugie mistrzostwo w historii!

W drugiej połowie grę warszawskiej drużyny rozkręciła wpuszczona przez trenera Jana Urbana trójka: Jakub Kosecki, Daniel Ljuboja i Miroslav Radović. Szczególnie dwaj ostatni piłkarze w poprzednim sezonie stanowili o sile warszawskiej jedenastki. Zmiany zaowocowały golem Daniela Ljuboji, który w 59. minucie pięknym strzałem z rzutu wolnego wyrównał stan meczu. Remis utrzymał się do końca spotkania, choć zarówno jedni i drudzy mogli pokusić się o zwycięskie trafienie. Wyrównujące trafienie podziałało mobilizująco na "gospodarzy" - sam Radović miał trzy znakomite okazje do pokonania Gikiewicza, dwoił się i troił aktywny Kosecki, a dużą rolę odgrywał też doświadczony Marek Saganowski, który dwukrotnie mógł zaliczyć fenomenalne asysty. Znakomity w bramce Gikiewicz nie dał się jednak zaskoczyć. Śląsk zaatakował dopiero w ostatnich minutach rywalizacji i zdobył nawet gola, jednak arbiter słusznie odgwizdał pozycję spaloną. O zwycięstwie zadecydowały więc rzuty karne, w których lepsi okazali się piłkarze Mistrza Polski, którzy wygrali 4:2, a bohaterem z całą pewnością był golkiper WKS-u, który dał się pokonać zaledwie dwukrotnie.

- Nie mogę być niezadowolony, bo nie przegraliśmy na stadionie Legii. Były momenty, w których mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść i nie martwić się o dalsze losy pojedynku. Bramka Ljuboji sprawiła, że Legia zaczęła grać lepiej i stwarzać sobie szanse. Muszę podkreślić bardzo dobrą postawę naszego bramkarza Rafała Gikiewicza. W tej chwili tylko on wie, czy mógł obronić sytuację, w której straciliśmy gola – podsumował spotkanie Orest Lenczyk, trener WKS-u.

WKS Śląsk Wrocław: R.Gikiewicz - Socha, Jodłowiec, Kowalczyk, Pawelec, Elsner (75 Kaźmierczak), Stevanović (74 Cetnarski), Patejuk (87 Ł.Gikiewicz), Mila, Sobota, Diaz (46 Voskamp).

Legia Warszawa: Kuciak - Rzeźniczak, Astiz, Jędrzejczyk, Wawrzyniak (70 Suler), Żyro (46 Kosecki), Gol (46 Ljuboja), Vrdoljak, Furman (70 Łukasik), Kucharczyk (46 Radović), Saganowski.

Rzuty karne:

1:0 Mila

1:1 Rzeźniczak

2:1 Sobota

2:1 Saganowski (przestrzelił)

3:1 Kowalczyk

3:1 Radović (Gikiewicz obronił)

3:1 Jodłowiec (Kuciak obronił)

3:2 Ljuboja

4:2 Cetnarski

Sylwia Stwora, someone. /Express-Miejski.pl

REKLAMA


REKLAMA