POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Przedmiot, który uratował mi życie

Stanisław Pasternak na pamiątkę trzyma uchwyt od spadochronu fot.: bom

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

W 1960 roku nad ogródkami działkowymi we Wrocławiu doszło do zderzenia dwóch szybowców. Pilot Stanisław Pasternak z Lutyni musiał ewakuować się skacząc na spadochronie.

Do zderzenia doszło na wysokości ok. 600 metrów w rejonie pracowniczych ogródków działkowych w pobliżu Pafawagu. Gdyby szybowiec Stanisława Pasternaka leciał dwieście metrów niżej, pilotowi prawdopodobnie zabrakłoby czasu na rozwinięcie spadochronu. Jak doszło do wypadku?

- Kolega leciał nade mną. Mocno oślepiało go słońce i z tego powodu nie zauważył mojego szybowca. Runął z impetem roztrzaskując moją kabinę. Jemu udało się wylądować, ja miałem kilka sekund na ratowanie się – relacjonuje Pasternak, były pilot.

Udało mu się szczęśliwie wylądować, a szybowiec runął pośród altanek. Służby lotniska, które zlokalizowane było wówczas na Gądowie, wszczęły alarm. W rejon wysłano sanitarkę z lekarzami i oddziały milicji. Na szczęście ofiar nie było. Komisja lotnicza ustaliła, że przyczyną wypadku było gwałtowne obniżenie pułapu szybowca lecącego wyżej poprzez otworzenie przez pilota hamulców aerodynamicznych. Do dziś pilot z Lutyni na pamiątkę trzyma uchwyt, którym otworzył spadochron.

- Sześćset metrów na skok to nie jest dużo. Trzeba odliczyć czas na ewakuację z maszyny. Czasza spadochronu rozwija się około 200 metrów – wyjaśnia Franciszek Ragankiewicz, pilot i kolega Stanisława Pasternaka.

Obaj wspominają wyczyny Waldemara Bołotowicza, szefa centrum wyszkolenia spadochroniarzy. Spec od skoków bił rekordy w otwieraniu czaszy tuż nad ziemią.

- Nikomu nie polecam bicie takich rekordów, bo mogą się one tragicznie skończyć. Widziałem jak Bołotowiczowi otworzył się spadochron dosłownie na styk. Jeszcze 3-4 sekundy i uderzyłby w ziemię – opowiada Franciszek Ragankiewicz.

Stanisław Pasternak ukończył historię sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim. Już w czasie studiów uprawiał szybownictwo. W latach 70. szkolił pilotów w Aeroklubie Wrocławskim. Latał między innymi w Egipcie i Iranie. W Sudanie jako pilot agro brał udział w akcjach ochrony bawełny. Łącznie w powietrzu spędził siedem tysięcy godzin.

Jacek Bomersbach

REKLAMA