POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Tarocistka mówi, że Radek żyje, ale jest nieświadomy [REPORTAŻ]

Rodzice Radka od lat poszukują syna. W pomoc zaangażowali rodzinę, znajomych i fundację Itaka fot.: bom

Radek Liberski z Lubiatowa niedaleko Miękini zaginął w 2008 roku. Dziś miałby 37 lat. W poszukiwania zaangażowała się fundacja Itaka, rodzina, znajomi. Niestety bezskutecznie. Znana tarocistka z Wrocławia stwierdziła, że Radek żyje, tylko stracił świadomość.

Kilka dni po zniknięciu Radka Liberskiego mama zadzwoniła na jego komórkę. Telefon odebrała kobieta, która bełkotliwie dopytywała się - Skąd pani zna ten numer? - Później się wyłączyła.

- To był mało inteligentny głos pijanej kobiety, która kilka razy dopytywała, skąd mam ten numer. Nie odpowiedziała na żadne moje pytanie o Radka. Później odłożyła słuchawkę i do dziś jej nie podnosi – opowiada Alina Liberska, mama zaginionego.

Policja próbowała namierzyć telefon Radka, jednak na to potrzebny jest czas. Posiadacz komórki musiałby rozmawiać przez nią, co najmniej 15 minut i wtedy udałoby się zlokalizować miejsce. Niestety komórka milczy. Przypomnijmy 19 lipca 2008 roku około godziny dwunastej 33 letni Radek Liberski z Lubiatowa jechał z ojcem maluchem. Na wysokości wsi Lusina pękła opona. Kiedy okazało się, że zapasowa również jest dziurawa i w aucie nie ma lewarka, mężczyzna postanowił wrócić do domu po narzędzia.

- Lewarek zapakował do plecaka i wsiadł na rower. Do miejsca, gdzie stał maluch jedzie się zaledwie pół godziny. Niestety tam już nie dotarł – mówi pani Alina.

Jeszcze tego samego dnia rodzina powiadomiła policję. Początkowo myślano, że Radka potrącił jakiś samochód, jednak poszukiwania w szpitalach nie przyniosły rezultatu. W nocy spadł deszcz, który rozmył ślady. Na drugi dzień policja przeczesała okoliczne lasy i drogi. Z Warszawy ściągnięto nawet śmigłowiec z kamerą termowizyjną, ale bez rezultatu.

- Nie znaleziono też roweru górskiego ani plecaka. Razem z Radkiem zaginęły dokumenty. Po pewnym czasie znalazł się świadek, który twierdzi, że widział 33-latka jak rozmawiał z dwoma mężczyznami pod sklepem spożywczym w Kobylnikach. Nie wiadomo jednak, kim oni byli – rozkłada ręce Wojciech Liberski, ojciec Radka.

Grozili mu, bo mieli długi w sklepie

Kiedy poszukiwania nie przyniosły rezultatu rodzina poprosiła o pomoc wróżkę z Wrocławia. Tarocistka stwierdziła, że Radek żyje tylko nie jest świadom swojego istnienia.

- Czyli jest pod wpływem narkotyków lub leży gdzieś w szpitalu z poważnym urazem głowy. Chcemy o pomoc prosić człowieka, który za pomocą telepatii specjalizuje się w poszukiwaniach osób zaginionych – dodaje mama Radka.

Co mogło się z nim stać? Może znalazł pracę za granicą i po cichu wyjechał z Polski? Taką możliwość wyklucza rodzina, bo to nie byłoby w jego stylu. Może ktoś mu groził?

- W Zakrzowie prowadziliśmy sklep spożywczy, który splajtował. I jak to bywa na wsi, wiele towarów sprzedawaliśmy na zeszyt. Wiem, że synowi odgrażało się kilku dłużników z sąsiednich miejscowości. Nie mam jednak pojęcia, czy policja sprawdziła ten trop – dodaje Wojciech Liberski. Czy Radek miał dziewczynę?

- Tak, młodszą kilka lat od siebie, jednak tuż przed zaginięciem się rozeszli. Kiedy poszukiwania syna trwały tydzień przyjechała do nas zabrać swoje rzeczy. Ją zapewne również przesłuchiwała policja – dodaje Liberski.

Po pomoc do Itaki

W poszukiwania włączyła się fundacja Itaka, która zajmuje się poszukiwaniem ludzi zaginionych. Pracownicy i wolontariusze fundacji odbierają i wykonują kilkadziesiąt telefonów dziennie. Organizują dyżury specjalistów: psychologów i prawników, którzy służą radą i wsparciem. Zdjęcia zaginionych publikują na stronie www.zaginieni.pl., tam również umieszczono zdjęcie Radka.

- Pomagamy rodzinom kontaktować się z policją, dodatkowo otrzymujemy wiadomości o zaginionych od informatorów a następnie przekazujemy je rodzinie i policji. Proponujemy też spotkania w grupach wsparcia, gdzie bliscy osób zaginionych mogą porozmawiać z innymi rodzinami przeżywającymi podobny dramat. Wszelką pomoc świadczymy nieodpłatnie – tłumaczy Aleksandra Kiełczewska z zespołu poszukiwań i identyfikacji fundacji.

W 2011 roku jednostki policji w całym kraju przyjęły zgłoszenia o zaginięciu 15 559 osób. Ze statystyk wynika, że największy odsetek to osoby w wieku średnim. Z tego 4,5 tysiąca dzieci. W grupie nieletnich najwięcej zaginięć przypada na grupę wiekową 14 – 17 lat. Dwadzieścia procent wszystkich zaginionych stanowią seniorzy.

Dlaczego znikają?

Przyczyny zaginięć są silnie skorelowane z grupą wiekową. Małe dzieci giną najczęściej z powodu niewłaściwej opieki lub nieprzestrzegania poleceń rodziców. Wiele zaginięć młodzieży jest wynikiem sytuacji, kiedy to młody człowiek zetknął się z przerastającymi go problemami.

- Kłopoty z pracą, konflikty w rodzinie, rozpad małżeństwa, wyjazdy zagraniczne w poszukiwaniu pracy i kłopoty finansowe to częste przyczyny zniknięć dorosłych – dodaje Aleksandra Kiełczewska.

Osoby starsze giną najczęściej z powodu kłopotów z pamięcią i innymi dolegliwościami związanymi z wiekiem. Przestępstwa takie jak: uprowadzenie, pedofilia czy morderstwo stanowią znacznie rzadszą przyczynę. Z danych fundacji wynika również, że zaginięcia niezwykle rzadko związane są z przystąpieniem do sekty.

Jacek Bomersbach

REKLAMA


REKLAMA