POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Talenty z sąsiedztwa cz. VIII – Katarzyna Lipińska

Katarzyna Lipińska, mieszka w Szczepanowie, pracuje w Środzie Śląskiej fot.: eska

Kontynuujemy cykl rozmów z lokalnymi artystami. Dzisiaj przybliżamy postać Katarzyny Lipińskiej, subtelnej kobiety z oryginalną pasją. 

– Nie znam osoby, która maluje na jedwabiu. Dlaczego jedwab, a nie klasyczne płótno?
Wybór jedwabiu to był prawdziwy przypadek. Byłam w drugiej klasie liceum plastycznego, kiedy na tablicy znalazłam ogłoszenie, że firma szuka osób do malowania na jedwabiu. Zgłosiłam się razem z koleżanką. Tak odkryłam tę dziedzinę i zaczęłam zajmować się tym zarobkowo. Przyznam, że bardzo mnie to wciągnęło. Wcześniej nie miałam takiej ulubionej techniki. Jak to w liceum próbowałam wszystkiego po trochę - malarstwa, rzeźby, projektowania, bo byłam na kierunku wystawiennictwo. Jedwab okazał się tak wdzięcznym materiałem, że zostałam już przy nim. Jest też trudny, ale możliwości jakie daje przerastają te ewentualne niedogodności. On uczy takiej pokory, bo w jego przypadku nie wszystko co zaplanuje się w głowie, można odwzorować w rzeczywistości. Tak jak obraz olejny możemy poprawiać, zamalowując nieudane elementy, tak jedwab przyjmuje farby tylko do określonego momentu, czyli możliwość poprawiania jest bardzo ograniczona. Jedwab żyje własnym życiem  i trzeba się z tym liczyć.

– Czy to oznacza, że dużo jedwabiu się niszczy?
Nie. O tym czy dzieło jest udane decyduje sam autor i to czy jemu się podoba. Moje prace mi się podobały, więc nie przynosiłam firmie dużo strat. Zresztą to, co tej pory malowałam, to nie były dzieła sztuki. To były chusty, pościel. Pracowałam tam przez resztę liceum i całe studia.   

– Kiedy ujawniły się pani artystyczne talenty? Czy mała Kasia zawsze miała szóstkę z plastyki?
Od małego bardzo chętnie malowałam i rzeźbiłam. Nie wiem, czy były to prace jakieś szczególne, ale sprawiało mi to ogromną przyjemność. To były czasy, kiedy w sklepach papierniczych nie było kilkunastu rodzajów bloków rysunkowych, więc miałam u babci stosy zeszytów szkolnych i w nich właśnie malowałam. Rysowałam głównie ludzi. Wtedy nie było tak wielu konkursów jak teraz, więc malowałam przede wszystkim dla siebie samej i swojej satysfakcji. Niestety, żadnego zeszytu nie udało się zachować.

– Kiedy zapadła decyzja  o wyborze liceum plastycznego?
Przez całą szkołę podstawową wiedziałam, że pójdę do liceum plastycznego i tak się stało. Wybrałam i dostałam się do Liceum Plastycznego we Wrocławiu.

– Ale już po nim wybrała pani całkiem inny kierunek studiów…
Powiem tak: liceum plastyczne i związana z tym aktywność, działalność artystyczna spowodowała tzw. zmęczenie materiału. Nauka w takiej szkole to nie jest zabranie kilku książek do plecaka. To było trzy lata noszenia teczek, sprzętów i różnych materiałów. Ponadto mieszkałam w internacie i tam ciągle panował taki artystyczny bałagan. Byłam tym zmęczona i mimo, że złożyłam dokumenty na Akademię Sztuk Pięknych to dwa tygodnie przed egzaminami wycofałam je i zaniosłam na Politechnikę Wrocławską. Chciałam studiować architekturę, ale ostatecznie skończyło się na kierunku planowanie przestrzenne. Z perspektywy czasu myślę, że była to ważna decyzja, ale nie żałuję jej, bo dalej realizuję się artystycznie. Po ASP robiłabym to zawodowo i profesjonalnie, a teraz robię to amatorsko i jeśli pozwala czas. Brak czasu to moje główne zmartwienie. Praca zawodowa na pełnym etacie i nastolatek w domu sprawiają, że na hobby nie zostaje go już zbyt wiele. W tamtym roku prowadziłam jeszcze zajęcia dla dzieci w domu kultury.

– Jak już zdarzy się wolny dzień i można wziąć pędzel do ręki, to gdzie szuka pani inspiracji?
Inspiruje mnie przyroda. Tak ja mówiłam jedwab jest wdzięcznym, ale też nieposkromionym materiałem. Tak też jest w przyrodzie. Malowania na jedwabiu nie można dokładnie zaplanować, tak samo natury nie można wcisnąć w konkretne ramy i oczekiwać, że zawsze taka będzie.

– Wiem, że ma pani bardzo mało swoich prac i w przypadku wystawy „Talenty z sąsiedztwa” był pewien kłopot, aby zaprezentować pani twórczość. Dlaczego?
Moje prace powstają pod konkretne zamówienie np. na wesele lub jako prezent dla kogoś bliskiego. Niestety, to jest ten jedyny moment kiedy w ogóle tworzę. Myślę, że gdyby nie te zobowiązania mogłabym w ogóle nie mieć czasu na tę działalność. Może byłoby inaczej, gdyby do pracy można było chodzić przez cztery dni w tygodniu…
 
– Pani Katarzyno intryguje mnie jeszcze jedna rzecz, o którą nie pytałam dotychczas żadnego artysty. Co się dzieje z pracami, które nie spełnią oczekiwań twórcy, mówiąc krótko nie udały się…
Ja bardzo rzadko wyrzucam swoje prace, a to z dwóch powodów. Po pierwsze: jedwab jest za drogi, po drugie: choć jest trudny do poprawiania, mam w głowie mnóstwo pomysłów na jego „drugie życie”. Wszystkie te moje „wątpliwe” prace chowam w takiej specjalnej szufladce. Na szczęście nie zajmują one dużo miejsca, bo zwijam je w małe kulki i tak czekają na ten lepszy czas. Niestety jest pewne ryzyko, że kiedyś zapomnę o tych  kuleczkach (śmiech). Jeśli coś naprawdę się nie udało, to rzeczywiście idzie do kosza, bez sentymentu, że może będzie pamiątką dla przyszłych pokoleń. Co istotne, pomysłów na drugie życie mam bardzo wiele.

– Czy ktoś w rodzinie poszedł w pani artystyczne ślady?
Mam nastoletniego syna i jak na razie talenty plastyczne się nie objawiły. Ale ja też nie mam jakiś artystycznych oczekiwań wobec niego. To jego życie i czas pokaże co będzie robił w przyszłości. W tej chwili najbardziej interesuje go broń i historia II wojny światowej.

- Dziękuję za rozmowę i życzę więcej czasu na swoje hobby.  

eska

REKLAMA