POWIAT ŚREDZKI
Echo Średzkie

Wrocław stolicą tatuaży

Wrocław stolicą tatuaży fot.: materiały prasowe

Małe i duże, czarne i kolorowe, na łydce i na ramionach. Tatuaże, to one królowały w miniony weekend we wrocławskim Browarze Mieszczańskim. My przyjrzeliśmy się, jakim powodzeniem cieszył się pierwszy Wrocław Konwent Tattoo, i popytaliśmy, co przywiodło ludzi w na tę niecodzienną, jak na stolicę Dolnego Śląska, imprezę.

- Już od dłuższego czasu chciałem sobie zrobić tatuaż, teraz nadarzyła się okazja. Kolega akurat szukał modela, z którym mógłby przyjechać na Konwent. Projekt, który mi zaprezentował, spodobał mi się. Dlatego przyjechaliśmy i teraz robimy – mówi Tomek, jeden z modeli na wrocławskim Konwencie. - Wybrałem łydkę, bo zawsze twierdziłem, że na początek warto wybrać właśnie to miejsce. Jakby coś zawsze można je zakryć i nie ma problemu. Środki przeciwbólowe? Nie były potrzebne żadne tabletki ani wspomagacze. Wiadomo, w niektórych momentach boli bardziej w innych mniej, ale da się to znieść – dodaje. Co będzie widnieć na łydce Tomka? -Tu na tym tatuażu powstaje roża, z czaszki będzie wychodziła płonąca wieża oraz gramofon z tubą, z której wylatuje ptak – opowiada Tomek.

- Interesujemy się tatuażami i percingiem, dlatego znajdujemy się często w takich miejscach – podkreślają Iga i Natalia z Łodzi.

- Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie 30 lat temu. Zaczęło się od brata samouka, który chciał na kimś próbować swych sił. Pierwszy tatuaż zrobił mi właśnie on, igłą do szycia. Malunek dotyczył Ryśka Riedla i jego utworu „Skazany na bluesa” ponieważ brat znał tego wokalistę osobiście. Potem malował mnie m.in. Anton Aleksienko – 20 tatuaży, Igor Joszi, Zwierzak z Jeleniej Góry, Spider z Gliwic. Ja nie mam żadnych problemów z tym, że niemal całe moje ciało pokrywają tatuaże. Ale żona ma. Ona ich nie lubi. Ponieważ jest katoliczką specjalnie dla niej, na plecach, mam wytatuowanego Jezusa, Maryję oraz ojca świętego Jana Pawła II. Natomiast przód należy do mnie. Co tam mam? Rosyjski obóz koncentracyjny na jednym udzie, a na drugiej nodze bramę wjazdową do niemieckiego obozu w Oświęcimiu. Poza tym czaszki, motywy nazistowskie. Nazywają mnie Adolf, bo mam na sobie wizerunek Hitlera – opowiada o swojej fascynacji tatuażami „Adolf” ze Śląska

- Na Konwent przyciągnął mnie chłopak. Ostatnio jego pasją stał się tatuaż. Przyjechaliśmy poobserwować, zrobić zakupy. Do tego oczywiście przywiodła nas tu ciekawość, jakie prace będą wykonywane, jak  w ogóle impreza będzie wyglądać. Sama mam już tatuaż na stopie. Są to dwa kwiatki, w sumie trzy, bo ten ostatni jest taki bardzo mały. Skąd pomysł na dziarę? Tatuaż podobał mi się od zawsze. Przez kilka lat planowałam zrobienie sobie jakiegoś. Szukałam miejsca i wzoru, który będzie mi się podobał, a nie jakieś tam widzimisię – mówi Patrycja. - Bardzo chcieliśmy również zobaczyć podwieszanie – dodaje.

Podwieszanie w wykonaniu The Hooked Friends było jedną z najbardziej emocjonujących atrakcji pierwszego dnia. – Naprawdę pełen podziw dla tych ludzi, że nie boją się unosić nad ziemią, zaczepieni jedynie na hakach, wbitych w ich ciała – podkreśla Daniel z Wrocławia.   

A jak wygląda samo tworzenie tatuażu?

- Wpierw trzeba zrobić projekt, potem przyjmowane są obiekcje modela, jeśli jest zatwierdzone to szkic odbijamy na skórze przez kalkę i jedziemy z tematem. Tatuaż wykonywany jest maszynką cewkową albo rotacyjną. Jest też metoda tradycyjna. Ceny zależą od projektu, głównie wielkości obrazka, który ma powstać. Np. 10 cm czerniak (tatuaż czarno-biały – przyp. red.) to kwota między 200-500 zł, natomiast kolorowy to suma rzędu 300-600 zł – mówi Marcin, jeden z wystawców Konwentu.

Na zrobieniu sobie tatuażu się nie kończy. - Na początku, aby wspomóc gojenie, należy stosować „Bepanthen” lub „Alantan”. Później tatuaż, od czasu do czasu, trzeba posmarować oliwką. Również podczas opalania czy długiego przebywania na słońcu, należy pamiętać o wcześniejszej ochronie w postaci kremów z filtrem UV minimum 50 – Tomek z Easy Tattoo.

Jednak nie wszyscy pojawili się na Konwencie z powodu tatuaży.

- Tatuaże mnie kręcą, ale daleko mi do tych ludzi, którzy je mają. Wydatki na tatuaże to sprawa drugorzędna, ja wolę kupić sobie części do mojego motoru. Kolega od garbusa powiedział mi, że będzie na Konwencie taki kącik starych pojazdów, i że trzeba wpadać. Dlatego tu jestem – opowiada Maciek, właściciel biało-czarnego motoru. Skąd takie zainteresowanie? Jeździłem na oryginalnej ramie motocyklu, cały czas próbowałem jednak zrobić coś w starodawnym stylu. Zakładałem zamiast amortyzatorów sztywne pręty, ale się okazało, że nie zrobię tej ramy tego, co ja chcę. Zacząłem zbierać kasę, kupiłem inną ramę, a potem to jakoś szło. W sumie więcej z nim robię niż nim jeżdżę. Działam sam przy małej pomocy kumpli. Zresztą budowałem go w mieszkaniu na drugim piętrze na stole. Kiedy pojazd zaczął się toczyć to już trzeba było patrzeć, żeby to ładnie wyglądało. Dzięki takim zjazdom poznaję nowych ludzi, wiem kto mi może pomóc w malowaniu, itp. – dodaje. 

Drugiego dnia uczestnicy Konwentu, jak zahipnotyzowani, patrzyli na pokaz lowriderów, które skakały, stały bokiem na dwóch kołach oraz zachwycały samym wyglądem. Zrobił się iście amerykański klimat.

- Co jeszcze może lowrider? Mogę go postawić na trzech kołach z jednym w powietrzu, mogę tańczyć, skakać, generalnie zrobić, co mu każę.             Przy każdym kole jest jeden siłownik, który unosi lub opuszcza samochód, no i zabawa jest – twierdzi Daniel Łubiszek z Lowrider Club Polska i zaczyna opowiadać o swoje pasji. - To taka dziecięca zajawka. Niektórzy wieszali nad łóżkiem plakaty z porsche, kiedy ja byłem mały miałem lowridery na ścianach. Jak się trochę zestarzałem, to mogłem te marzenia zrealizować. Ten lowrider, którym przyjechałem jest moim pierwszym i jedynym, jak na razie. Kupiłem go półtora roku temu. Wcześniej miałem jakieś amerykańskie samochody i stare auta, przy których coś tam próbowałem dłubać, ale dopiero półtora roku temu powstał wreszcie mój lowrider.  Niemal cały czas trzeba pracować, żeby to się wszystko trzymało kupy i wyglądało jak należy. A jak to działa, że samochód może jechać nawet na dwóch kołach? Dzieje się to tak, że w bagażniku są trzy pompy hydrauliczne, tłoczą one olej do cylindrów, które unoszą samochód. I w tym cala sztuka. Inne samochody mnie nie interesują. Znam się na lowriderach. Jeżdżę tym na co dzień i bawię się, a jeśli ktoś chce to oglądać to daję pokaz. Zainteresowanie jest duże, bo to jest rzecz nowa. W Polsce jest około 10 samochodów z takim zawieszeniem, zatem trafić na takiego to jest wydarzenie. 

Rozmach Konwentu oraz poziom wykonawców tatuaży zaskoczył jury, które każdego dnia wybierało najlepsze prace w 8 kategoriach oraz przyznawało nagrodę dnia.

-Poziom był bardzo wysoki. Jesteśmy nawet zaskoczeni, że aż tak. Mieliśmy naprawdę problem z wybraniem pierwszych trzech miejsc w poszczególnych kategoriach. Poziom prac był bardzo wyrównany. To była nowa konwencja i raczej oczekiwaliśmy, że będzie to taka impreza na rozruszanie. Natomiast codziennie ponad 20 prac pokazało, że ludzie bardzo się postarali  i stanęli na wysokości zadania, a nawet ponad. Kto był najlepszy? Moim zdaniem Kazik Kosa, który w pierwszy dzień zdobył pierwsze miejsce w konkursie na najlepszy tatuaż dnia, a dziś był drugi. Uzyskanie nagrody Best Of Day świadczy o czymś, bo to taka specjalna nagroda jeśli chodzi o Konwent – podkreśla jeden z jurorów, Zappa z Cykada Tattoo w Sopocie. 

- Spodziewaliśmy się, że będzie dużo ludzi, ale nie aż tak. Wrocław pokazał, że ma potencjał i jest miejscem, gdzie ludzie kochają tatuaże i rock’n’rolla. Impreza wypaliła, dopisali uczestnicy, wystawcy, pogoda, zespoły, które grały. Wszystko wyszło pierwsza klasa. Już potwierdziliśmy datę na przyszły rok. Kolejny Konwent we Wrocławiu odbędzie się w dniach 30 kwietnia do 1 maja 2013 roku. Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy pomogli nam przy organizacji Konwentu – podsumowuje cały Wrocław Konwent Tatto Tomek Majchrzyk z Rock'n'Ink, jeden z organizatorów imprezy. 

Express-Miejski.pl / Sylwia Stwora

REKLAMA